Prof. dr hab. inż. arch. Konrad Kucza-Kuczyński: zawód architekta ma kilka odcieni

Wywiad z prof. dr. hab. inż. arch. Konradem Kuczą-Kuczyńskim, absolwentem Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej, nauczycielem akademickim, autorem m.in. architektury mieszkaniowej, użyteczności publicznej i sakralnej odznaczonym 46. Medalem Politechniki Warszawskiej.

Absolwent Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej 1964. Nauczyciel akademicki od 1980 r., Kierownik Zakładu, Katedry, Dziekan 1990-1994 r. Członek Komitetu Architektury i Urbanistyki PAN i Polskiej Akademii Umiejętności. Autor m.in. architektury mieszkaniowej, użyteczności publicznej i sakralnej. Za twórcze osiągnięcia architektoniczne budujące prestiż Politechniki Warszawskiej odznaczony w 2019 roku 46. Medalem Politechniki Warszawskiej - najwyższym odznaczeniem Uczelni nadawanym osobom lub instytucjom za istotne zasługi.

Panie Profesorze, jaka jest przestrzeń wokół nas - brzydka, piękna, a może tylko „chaotyczna”?

Są dwa oblicza przestrzeni związane z jej skalą. Jedno to przestrzeń w skali krajobrazu - miasta jako całości. To miejsca gdzie przestrzeń jest odczytywana w skali kilku czy kilkunastu kilometrów. Tutaj jest klęska. Bardzo niewiele miast w Europie zostało, tak zdegradowanych pod względem harmonii krajobrazu, jak Warszawa.

Zgodnie z ideami europejskiej cywilizacji i kultury szukamy w przestrzeni harmonii, ładu, jakiejś czytelnej zasady. Warszawa, należy do tych miast, nie jedyna co prawda w Europie, w których rozsypał się dawny tożsamościowy krajobraz. Po 1989 roku osłabiło się planowanie i pilnowanie jego realizowania w mieście. Niestety przepisy i sankcje urbanistyczne temu sprzyjają. Bałagan przestrzenny w tej dużej skali jest ewidentny. Prawdą jest, iż niewiele miast w Europie się wybroniło. Udało się to Paryżowi, gdzie sylweta krajobrazowa się nie zmieniła, nie ma żadnych akcentów, które niszczą dawny, zabytkowy krajobraz.

Z kolei w małej skali przestrzeni: poszczególnych obiektów, ulicy, placyków w Warszawie możemy znaleźć bardzo urokliwe miejsca. Same obiekty architektoniczne pojedyncze potrafią być znakomite. Doganianie jakości architektury europejskiej przez polską jest zauważalne. 

Czy architekt to tylko zawód? Jaka jest rola etyki w zawodzie architekta i jak powinniśmy rozumieć pojęcie „moralności architektury”?

Sam napisałem w książce („Zawód - architekt, o etyce zawodowej i moralności architektury” przyp. red.), że zawód architekta ma kilka odcieni, ale potrzebne są dwa elementy: powołanie i pasja. Powołanie wiąże się z wieloma barierami, ograniczeniami.

Uważam, że są zawody, szczególnie te twórcze, w których powołanie jest potrzebne. W książce nie napisałem o talencie. On jest potrzebny, ale znam bardzo wielu dobrych architektów, którzy z umiarkowanymi zdolnościami nauczyli się. To jest kwestia pracowitości. Powołanie to rodzaj  wewnętrznej dyspozycji. Dodaję w swojej książce, że do tego potrzebna jest jeszcze pasja. W pasji zawiera się przyjemność tworzenia architektury, jej obrazowania i wreszcie realizowania.

Etyka zawodu architekta to fragment wiedzy, fragment etyki ogólnej, normatywnej. Etyka była i jest częścią filozofii. W ramach etyki ogólnej, czyli nauki o moralności są etyki zawodów, w tym etyka zawodu architekta. Jest ona sformułowana jako kodeks etyki architekta: europejski i nasz kodeks, na polskim gruncie od 2005 roku. Mieliśmy wcześniej zasady etyki dla potrzeb SARP. Brałem udział w ramach Stowarzyszenia w opracowywaniu tych zasad i były one jak, się później okazało, zbliżone do tych, które zostały przyjęte w europejskim kodeksie etyki. Natomiast, jeśli chodzi o pojęcie moralności architektury, z podtytułu książki, jest ono używane również w wiedzy o etyce zawodu. Jest duża literatura na ten temat. W wielu wypowiedziach twórców pojawia się moralność architektury, a wierzę praktykom.

Słynny architekt Mario Botta, dwukrotnie gość naszego Wydziału i Politechniki, napisał książkę o moralności architektury, gdzie dowodził, że architektura moralna to architektura, która jest przyjazna człowiekowi, taka która mu nie szkodzi i nie zaburza ładu urbanistyki. Wszystkie etyki zawodu precyzyjnie pokazują co wolno, a czego nie wolno. W kwestii moralności architektury można mówić o skali urbanistycznej i można mówić o budynku, który jest dysonansem i który szkodzi człowiekowi. Jest mnóstwo przykładów budynków, które są mało przyjazne, czasami mało przyjazne, czasami łamią przepisy,  a nawet mieszcząc się w ramach przepisów, też mogą być nieprzyjazne. Przepisy nigdy do końca nie uregulują wszystkiego w takim stopniu, żeby budynek był w stu procentach przyjazny. To jest niemożliwe. Wszystko zależy od człowieka-twórcy, który tworzy i projektuje odpowiedzialnie, czyli moralnie. Budynek to nie tylko samo jego zbudowanie, ale też życie, przyjazne użytkowanie.

Podam prosty przykład, który ludzie zauważają z wiekiem. W przepisach, w tzw. warunkach technicznych, jest odpowiedni wzór na geometrię stopnia: dwie wysokości stopnia plus długość wynosi od 60 do 65 cm. A różnica pomiędzy 60 a 65 jest olbrzymia, bo suma 60 wynikająca z tego wzoru - to jest stopień wyższy i krótszy, a najwygodniejszy jest długi i niższy stopień, czyli o sumie 65. W budynku naszego Wydziału i Gmachu Głównym Politechniki Warszawskiej schody są wygodne, gdyż mają długi posuw i niski stopień. Czujemy, szczególnie w miarę wieku,  kiedy schody są wygodne, a kiedy nie. I w ramach takiego etycznego podejścia do architektury, mam obowiązek wykorzystywać w sposób maksymalnie przyjazny człowiekowi, czyli zbliżać się do górnej granicy wzoru. To decyzja etyczna twórcy.

Biblioteka Główna UMK Toruń 1973, autorzy W.Benedek, K.Kucza-Kuczyński, Forum Centralne, autor K.Kucza-Kuczyński

Jest Pan autorem wielu znakomitych obiektów sakralnych, m.in. Kościoła Nawrócenia św. Pawła Apostoła w Warszawie, kaplicy-sanktuarium Matki Boskiej Jazłowieckiej w Szymanowie, czy kaplicy św. Franciszka w kościele św. Stanisława Kostki. Jako członek komisji Artystyczno-Architektonicznej Archidiecezji Warszawskiej oraz innych ciał opiniujących inwestycje sakralne współpracował Pan z teologami, artystami oraz duchownymi studiującymi reguły posoborowej liturgii. Jakie są największe trudności w pogodzeniu oczekwiań związanych z przeznaczeniem tych obiektów z pragnieniem wyrażenia własnej pasji twórczej?

Ponad pół wieku temu ukazała się Konstytucja o Liturgii Świętej, jeden z 15 dokumentów zapisujących idee Soboru Watykańskiego II i która stanowi elementarz dla wszystkich twórców kościołów. Jest to konstytucja o liturgii, ale to liturgia jest taką „technologią” dla nas przy tworzeniu przestrzeni sakralnej. Jest wiele książek, opracowań, ale elementarzem jest ta podstawowa Konstytucja, przy której pracował m.in. Karol Wojtyła. Piękna idea Soboru Watykańskiego II – otwartość na współczesność to oczywiście pozytyw, ale okazało się, że czasami zbyt szerokie otwarcie, nie daje tych koniecznych ograniczeń. Joseph Ratzinger - Benedykt XVI w swoich książkach, kilkakrotnie wraca do tego, że np. prawosławie utrzymało bardzo wyraźne rygory, zalecenia dla wszystkich twórców - malarzy, architektów budujących cerkwie. I okazało się, że dzisiaj powstaje bardzo wiele nowych na Ukrainie, w Rosji, w Rumunii, w Bułgarii, znakomitych współczesnych cerkwi, ale te ich elementy, które związane są z zapisami obowiązku utrzymania tradycji i stosowania symboliki, są trwałe. Teologia Świętych Wrót, czy porządek znaczeniowych elementów poprzez ikony, jest bardzo określony. Znakomitym przykładem jest Jerzy Nowosielski. Jako malarz tworzył zarówno w obiektach katolickich, grekokatolickich, jak i prawosławnych. Sam był człowiekiem prawosławia. Jego twórczość znakomitej jakości dowodzi najlepiej, że można to było pogodzić. Jeden z moich doktorantów, obecnie profesor Wydziału Architektury PB, Jerzy Uścinowicz, tworzy znakomite współczesne cerkwie na Podlasiu, Białorusi i Rosji, pisząc równocześnie prace naukowe o metodyce tworzenia współczesnej architektury ortodoksyjnej.

W kościele rzymskokatolickim, zbytnia swoboda spowodowała, a w Polsce jest to widoczne, że ten brak sprecyzowania wytycznych liturgicznych wpłynął na brak przejrzystości szczególnie w głównej części sacrum, czyli w centrum sakralnym - tu gdzie jest ołtarz. To jest podstawowy element „przestrzeni liturgicznej” kościoła i to jest pierwszy element, który utrudnia odpowiedź na to pytanie. Wydaje się, że ta wolność czasami była bardzo źle rozumiana przez twórców - czyli „wszystko mogę”, Sobór Watykański II pozwala mi na wszystko! I dlatego jest tak dużo złych kościołów, asakralnych. To polski paradoks. Pomimo dobrych intencji, chcemy zbyt często pozostawiać własny wykrzyknik, może pomnik…

Czyli trzeba wyżej postawić przeznaczenie obiektu, poniżej własną pasję i wizję?

Zdecydowanie tak. Na ogół polscy architekci nie zauważają, że po Soborze główne napięcie jest skierowane do wnętrza. Nie jest już istotna wielkość, duża skala obiektu. Trzeba szukać innych elementów, a czasami skromnie skupić się na dobrym wnętrzu. Kościoły francuskie poszły właśnie tą drogą, kościół często jest wpisany w pierzeję ulicy. W Paryżu gdzie się buduje dużo kościołów, dużo więcej niż w Warszawie, jest cały diecezjalny program i prawie co roku powstaje nowy kościół. Powstała cała seria kościołów, które są właśnie w pierzei ulicy. Zewnętrznie, poza krzyżem, taki obiekt nie wyróżnia się. I wchodzimy do wspaniałego sakralnie wnętrza!  To jest prawidłowe odczytanie wytycznych soborowych. W Polsce przychodzi to z trudem i ciągle szukamy miejsca pejzażowego akcentu kościoła. Oczywiście czasami i jest taka możliwość. Zaczynając od Kościoła Nawrócenia św. Pawła Apostoła na warszawskim Grochowie, to pierwszy duży kościół, który zrobiliśmy z Andrzejem Miklaszewskim, wieloletnim nauczycielem akademickim na naszym Wydziale. Obok kościoła są typowe blokowiska, ale my uciekliśmy w akcent innego materiału - szlachetną cegłę klinkierową. Jednak generalnie, regułą większości świątyń jest intencja prawidłowego sakralnie wnętrza. Do kościoła przychodzę po to, żeby się skupić, modlić - spotkać z Bogiem indywidualnie i  w masowej liturgii.

Kościół Nawrócenia św. Pawła Apostoła Warszawa-Grochów 1982, autorzy
K.Kucza-Kuczyński, A. Miklaszewski

Nie wszyscy pamiętają, że wykonał Pan blisko dwadzieścia prac architektonicznych dla naszej Uczelni. Wśród nich są m.in. studia rozwoju kampusów PW, koncepcja i projekt technologii Biblioteki Głównej, projekt audytoriów Wydziału Architektury PW, Skwer Politechniki, projekty modernizacji i aranżacji wnętrz na Wydziale Elektroniki, czy wielu wnętrz w Gmachu Głównym. Czym różni się projektowanie dla Politechniki Warszawskiej, od innych wyzwań zawodowych -  jest „łatwiej”, a może wręcz przeciwnie, odczuwa się dużo większą presję?

Nauczyłem się projektowania obiektów szkolnictwa wyższego w pracowni uczelnianej, która powstała przy Wydziale. To ona od 1966 roku na surowym, zalesionym terenie projektowała i zbudowała do 1973 roku cały nowy kampus toruńskiego UMK. Brałem udział w projektowaniu m.in. Biblioteki Głównej, Forum Centralnego, później Ośrodka Radioastronomii w Piwnicach, Klubu Studenta „Odnowa”. Tam się nauczyłem warsztatu związanego ze szkolnictwem wyższym.

Wracając do Politechniki, za czasów istnienia Zakładu Badawczo-Projektowego Budownictwa Szkół Wyższych Politechniki Warszawskiej ARPOL - jednostki politechnicznej, ale umiejscowionej na Wydziale, powstały pierwsze studia rozwoju Politechniki m.in. koncepcja po wygranym przez nas konkursie na Warszawskie Zgrupowania Naukowe na Siekierkach. To były czasy końca lat 70-tych. Wtedy powstały wizje trzech terenów Politechniki. Mówiło się, że Politechnika Warszawska, oprócz Terenu Centralnego i Południowego przy Narbutta, w ramach tego Zgrupowania dostanie nowe tereny rozwojowe.

W latach 1975-1977 w ramach studiów rozwoju Terenu Centralnego w kierunku północnym, zaproponowałem wizję „przyczółka” Politechniki. Między innymi Bibliotekę Główną lokalizowałem na rogu Wilczej i Emilii Plater, jako główną bibliotekę techniczną w stolicy działającą dla Politechniki, ale również dla Warszawy, podobnie więc jak BUW. Później powstał pomysł ograniczonej skali, czyli biblioteki o pojemności około 500 tys. woluminów w formie nadbudowy Gmachu Głównego. Opracowałem jej koncepcję i po doświadczeniach biblioteki UMK w Toruniu projekt technologii. Pod dwoma dziedzińcami jest jeszcze rezerwa na jej ewentualne powiększenie. A dzięki tym wizjom Politechnika uzyskała od miasta tereny dla politechnicznej, solidarnościowej spółdzielni mieszkaniowej „Idealne Mieszkanie”. Zaprojektowałem dwa zespoły mieszkaniowe w rejonie skrzyżowania Hożej i Poznańskiej: „Hoża 43/49” i „Hoża-bis”. Do dzisiaj tam pomieszkuję razem z wieloma nauczycielami z uczelni.

Czy była presja? Była! Nie ulega wątpliwości, że największa dyskusja przetoczyła się przy okazji przedpola Gmachu Głównego. Dzisiaj nikt sobie nie wyobraża, ale kiedyś stały tam ciasno samochody. Mnie to denerwowało. Wszystkie wyższe uczelnie w świecie miały czytelną, swobodną przestrzeń przed głównym wejściem. A tu studenci siedzieli prawie na maskach samochodów! Zainicjowałem użyczenie terenu od miasta i zrobiliśmy ten skwer. Ale były dyskusje: jakiś mur, który zasłania Gmach Główny! W murze zostawiłem na osi wolną przestrzeń dla fotografów, żeby można było zrobić zdjęcie Gmachu Głównego, tak jak dawniej, ale nikt z tego nie korzystał (śmiech). Są lipy kaukaskie, są ławki. Mnie chodziło o to, że jak usiądę, to jestem wyizolowany od głośnego węzła komunikacyjnego jakim jest Plac. A wiadomo, że zawsze będzie wielkim węzłem komunikacyjnym. Skwer Politechniki to jest tylko jeden poziom, a powinno być pięć, czy sześć kondygnacji podziemnego samochodowego parkingu, tak jak na wielu miejskich placach w Europie. Na poziomie ziemi powinny być drzewa, a nie samochody, te zejdą pod ziemię.

Myśleliśmy również o wygodnym podziemnym lub naziemnym połączeniu pasażem pieszym Gmachu Głównego z drugą stroną ul. Nowowiejskiej i Gmachu Elektroniki. Między Inżynierią Lądową, a Elektroniką jest ciągle olbrzymia rezerwa na drugi etap terenów centralnych, jednak Politechnika jest dość oszczędna w inicjatywach nowych budynków. Był konkurs na ten temat, ale bez kontynuacji realizacyjnej. Są nowe obiekty, ale nie są one tak liczne, jest sporo modernizacji, szczególnie w Gmachu Głównym. Najwięcej ich zrobiłem na Wydziale Elektroniki, salę Rady Wydziału, elementy wejściowe, Klub w podziemiach, bibliotekę. Na poziomie Auli Głównej Gmachu Głównego zrealizowałem Klub Absolwenta. Miałem pomysł, w pierwszych studiach z lat siedemdziesiątych, aby w przyziemiu Auli „pootwierać przestrzeń”. Udało mi się to tam, gdzie obecnie jest księgarnia, Klub Absolwentów i Muzeum Politechniki. Wizja, która nie została zrealizowana do końca, żeby otoczenie Auli Głównej w parterze było w całości zajęte przez pomieszczenia natury ogólnej, czyli kluby studentów i pracowników, księgarnię, gastronomię. Przyziemie przy Auli powinno realizować funkcje użyteczne, publiczne, a nie dydaktyczne. Na poziomie rektorskim, pierwszego piętra z założenia miał być tylko klub kawowy profesorski. Tu zawsze był Rektor, wszyscy prorektorzy, to piano nobile, powinien tutaj być. I tak jest. Szukałem też wizji dużych szatni, pod holem głównym, które można jeszcze powiększyć.

Budynek Hoża-Bis i Kolonia Mieszkaniowa Hoża 43 49

Za twórcze osiągnięcia architektoniczne budujące prestiż Politechniki Warszawskiej został Pan odznaczony 46. Medalem Politechniki Warszawskiej. Czym jest dla Pana to wyróżnienie?

Odpowiedź jest chyba prosta: na pewno jest to miłe. Nawet byłem trochę zaskoczony, nigdy nie śledziłem historii tego medalu. W końcu sporo lat spędziłem na Politechnice, to przez całe życie zawodowe było główne miejsce pracy, to więc uwieńczenie.

Na Wydział zdałem w 1958 roku, więc trochę czasu minęło, a już w 1966 r. zacząłem pracować na Politechnice. Tak więc mogę powiedzieć, że i za wysługę lat dostałem (śmiech).

Na początku pracowałem tylko we wspomnianej pracowni architektonicznej. Dość późno zacząłem dydaktykę, dopiero po zrobieniu doktoratu w 1979 roku. Etatowo pracę w dydaktyce zacząłem w 1985 roku. Potem habilitacje, profesura, dziekanowanie, różne komisje senackie, rektorskie. Lubiłem dydaktykę, w końcu ponad 200 dyplomów poprowadziłem, kilkanaście doktoratów, tak więc i na tym polu realizowałem się. Lubię pracę ze studentami, uważam, że jest to bardzo odświeżające w przypadku naszej profesji. U nas głównym celem jest nauczenie projektowania. To projektowanie zajmuje 35-40 procent wszystkich godzin zajętości programu i odbywa się tradycyjnie. Są wykłady towarzyszące, ale główna praca to jest wtedy, gdy student-studentka przynosi swój projekt i rozmawiamy. Korekta trwa czasem kwadrans, czasem 30 minut, do godziny. Jest to bezpośrednie kształcenie metodą kontaktu student-nauczyciel, czasami tylko student-Mistrz. Dla mnie takim był mój promotor prof. Bohdan Pniewski.

Willa (zeroenergetyczna) Międzylesie 2010 , autor K.Kucza-Kuczyński

Co roku składamy hołd walczącym w Powstaniu Warszawskim. Uroczystości upamiętniające bohaterów tamtych dni, tradycyjnie odbywają się w Politechnice Warszawskiej przed pomnikiem Batalionu „Golski”, którego Pan jest autorem. Jakie były okoliczności powstania tego pomnika? W jakie działania związane z obchodami rocznicy Powstania Warszawskiego jest zaangażowany Wydział Architektury PW?

Budynek Wydziału Architektury był miejscem sztabu „Golskiego”, natomiast Golski ochraniał całą Politechnikę, która nigdy nie została zdobyta. Były zniszczenia Gmachu Głównego, od ul. Nowowiejskiej, ale to było jedyne miejsce. Niemcy w zasadzie nie weszli na ten teren. Broniły oddziały AK „Golski”, sztab był na naszym Wydziale na Koszykowej. To było niezwykłe miejsce w czasie wojny i szczególnie Powstania. Pod przykrywką zawodowej szkoły niemieckiej było tajne nauczanie. Około 150 studentów przeszło w okresie wojny przez studia architektoniczne, dziesięć doktoratów obronionych, większość kadry brała udział w tajnym nauczaniu architektury. Trwało projektowanie odbudowy Warszawy, nikt nie liczył wtedy, że wojna będzie trwała, wiadomo było, że to się kiedyś skończy. I powstawały nielegalne projekty. Po części te wizje pomogły później szybko odbudować miasto. Starówka została odbudowana dzięki inwentaryzacjom robionym przez studentów przed wojną. Wszystko zostało zamurowane w schowkach i piwnicach na Wydziale i przetrwało. Po wojnie łatwiej można było odbudować Starówkę, to była zasługa inwentaryzacji obiektów na Starym Mieście. W budynku Wydziału był szpital, ale były i koncerty. W dzisiejszej auli im. Stefana Bryły, wojennego Dziekana rozstrzelanego przez hitlerowców w 1943 roku, śpiewał Mieczysław Fogg, znani muzycy występowali z koncertami. W czasie jak byłem Dziekanem zaproponowałem, żeby uczcić „Golskiego” tablicą i ona się pojawiła. Dziedziniec-ogród Wydziału stał się cmentarzem. W 1944 roku było tam 106 pochowanych ciał. Ten cmentarz został ekshumowany w 1946 roku, albo na Wolę na Cmentarz Powstańców, albo na Powązki do rodzinnych grobów. Zaprojektowałem krzyż, a właściwie negatyw krzyża z nazwiskami osób z Batalionu AK „Golski”.

Poproszono mnie o zrobienie miejsca pamięci „Golskiego” na Terenie Głównym. Wiadomo, że środki były skromne. Wymyśliłem, że skoro nosili nazwę oddziału pancernego, chociaż armaty żadnej nie mieli, symbolicznie dla nich będzie jeśli znajdziemy coś tego typu. Nie pamiętam momentu kiedy wpadło mi do głowy, że są wojskowe zakłady badawcze w Zielonce, które robią doświadczenia z nowymi pociskami. Tam, na górze zobaczyłem gotową do pomnika płytę grubości 10 cm, poprzestrzeliwaną pancernymi pociskami. Jeden nawet został. Poprosiłem jeszcze, by odszukać gąsienicę czołgu, która leży teraz z lewej strony. Pomnik stanął na osi, gdzie było przejście do Wydziału Architektury na Koszykowej pod ul. Noakowskiego. Ten pomnik jest więc na swój sposób prawdziwy, nie rzeźbiony…

Pomnik AK Golski Teren Główny PW 1999, autor K.Kucza-Kuczyński

Jakie są najważniejsze zadania stojące przed współczesnymi i przyszłymi architektami? Wartości, które chciałby Pan przekazać kolejnym pokoleniom architektów to przede wszystkim …

Opowiadanie o przyszłości jest ryzykowne. Co chciałbym przekazywać studentom? Może to jest sprawa takiego tradycyjnego spojrzenia na architekturę, może to jest sprawa mojego wieku, ale ciągle uważam, że najważniejsze jest projektowanie architektury przyjaznej, nie za cenę robienia własnego pomnika. Dzisiaj w architekturze jest bardzo dużo „muszę zostawić swój ślad, swoją pieczątkę”. Czasami to działa. Są obiekty w świecie, budynki Gehry’ego, wielkich architektów, które poruszają jak się je ogląda, ale jak zaczynam dłużej się przyglądać, to nie wiem, czy chciałbym tam być. To jest ta cecha. Dobrze ogląda się na zdjęciach, w albumach.

Oczywiście komuś mieszkanie w „żaglu” Libeskind’a może się podobać. Dla mnie jest to zaprzeczenie przyjaznej architektury. Natomiast wiele jest architektury która oszukuje, zaskakuje, emanuje swoją odrębnością, czasem kontrastem. Kontrast się przez jakiś czas podoba przez inność, potem zaczyna denerwować. Mimo wszystko żyjemy w cywilizacji i kulturze europejskiej, judeochrześcijańskiej, czyli szukamy spokoju, harmonii. Dlatego nie tylko mnie podoba się Rzym, Paryż, „mój” Kazimierz Dolny, czy Kraków. Żyjemy w tej kulturze. I współczesną architekturę można tak robić. Tak działa Skandynawia. Jest ciągle skromnie na uboczu, ale tworzy zawsze architekturę przyjazną: od Danii, przez Norwegię Szwecję i Finlandię. To są dla mnie kraje wzorcowe, bo one nie próbują realizować na siłę pomników architektury.

W przyszłość architektura będzie się bardzo zmieniać. Mnie się wydaje, że tak jak w tej chwili jest alarm z klimatem, spóźniony, to tak samo pewnie się pojawi w architekturze. Oby tak było! Powrót do harmonii człowieka z architekturą, do architektury bardziej przyjaznej, z elementami ecotech-u, czyli połączenia eco z wysoką techniką. Obecnie jest już dużo tego typu obiektów, bez kłopotu robimy zielone dachy. Oby architektura poszła w tym kierunku, gubiąc epatowanie innością czy kontrastem.

Tak więc mam nadzieję i swoim studentom to zawsze podkreślałem, że dobra architektura jest w „skali człowieka”. To, aż banalne, ale jest też to pewna wierność Warszawskiej Szkole Architektury, której jestem wychowankiem. Nie przypadkiem, to co powstało w międzywojniu, ta architektura tworzona właśnie przez naszych profesorów. Pniewski i Lachert, i Brukalscy i Syrkusowie, i cała awangarda - działała racjonalnie. Do dziś zachwycamy się międzywojennym Żoliborzem, WSM-em, obiektami oficjalnymi, rządowymi czy bankami, nawet luksusowymi kamienicami z najnowszymi rozwiązaniami technicznymi. Byliśmy wtedy równi jakością architekturze europejskiej.

Wydaje mi się, że jakiś mądry powrót do tego byłby korzystny. Nie wiem czy to się uda, bo świat pędzi i nie rozgląda się, co można poprawić. Daję bolesny przykład klimatu, gdzie nagle się zagubiliśmy i teraz rozpaczliwie szukamy odwrócenia tego, co dzieje się ze światem. Może taki rozpaczliwy i w sumie pozytywny odwrót nastąpi i w sferze architektury. Zobaczymy…

Rozmawiała: Marta Wereska         

Powiązany materiał:
Gmach Główny, który mówi. Architecture parlante w 100-lecie Odnowienia Tradycji PW

Zdjęcia: prof. dr hab. inż. arch. Konrad Kucza-Kuczyński -archiwum prywatne 
Zdjęcie w zajawce: Biuletyn PW