O tym dlaczego prof. Mieczysław Bekker jest bardziej znany na świecie niż w Polsce, jego karierze i osiągnięciach, a także śladach zostawionych na Księżycu mówi dr inż. Andrzej Selenta - wieloletni pracownik Wydziału Samochodów i Maszyn Roboczych PW, ambasador postaci wybitnego polskiego naukowca i inżyniera.
Najbardziej spektakularnym sukcesem prof. Mieczysława Bekkera było stworzenie pojazdu Lunar Rover Vehicle (LRV), który znalazł się na Księżycu, wyniesiony przez lądownik Apollo 15 w 1971 r. Proszę opowiedzieć, jak do tego doszło?
Człowiek wylądował pierwszy raz na Księżycu, postawił pierwszy krok, ale zastanawiano się, jak w ogóle się po Srebrnym Globie poruszać - przy braku czasu, sił, tlenu. Trzeba było stworzyć cokolwiek, co będzie służyło za maszynę transportową dla ludzi. W 1961 r. NASA ogłosiła wielki konkurs na pojazd, który ma przewozić kosmonautów na Księżycu. Wystartowało w nim kilkadziesiąt firm, m.in. zespół General Motors, tzw. oddział Defense, z siedzibą w Santa Barbara. Jego członkiem był Mieczysław Bekker.
Lata badań, przygotowań, a w efekcie - wygrany konkurs i uruchomienie „linii produkcyjnej”. Jest to wynik pracy wielu ludzi, ale Bekker był odpowiedzialny za najważniejsze kwestie, m.in. układ jezdny, czyli siłę napędową. Powstało kontrowersyjne jak się wydawało koło zbudowane z tzw. drutu fortepianowego, wykonanego ze stali sprężynowej. Wcześniej nikt nie wierzył w taką konstrukcję.
Mnóstwo badań, tysiące doświadczeń i w efekcie powstaje pojazd księżycowy. Jeden z wielu zresztą. W sumie było ich dziewięć. Trzy znalazły się na Księżycu.
Co ułatwił pojazd księżycowy kosmonautom i czym się wyróżniał?
Dwie rzeczy. Kosmonauci mogli pojechać dalej od bazy i przywieźć na Ziemię więcej materiału, kamieni do badań. To był pojazd transportowy. Czym się wyróżniał? Przede wszystkim tym, że kiedy powstawał technika nie była jeszcze tak zaawansowana, a zarazem proszę sobie wyobrazić - jedziemy w miejsce, którego nikt jeszcze nie widział, po którym nikt nie chodził, nie jeździł. W związku z tym tysiące spekulacji, jak taki pojazd ma w ogóle wyglądać. I okazuje się, że pojawia się najprostsza konstrukcja, jaką można sobie wyobrazić. Dziś jest porównywana z pojazdami elektrycznymi: cztery koła, cztery silniki elektryczne, w każdym kole jeden silnik, sterowane przez kosmonautę. I wyjątkowy patent Bekkera - konstrukcja z ażurowej opony drucianej, która mogła przepuścić pył księżycowy do środka, a druty stykały się z powierzchnią, która przenosiła siłę napędową.
Podstawą każdego elementu czy też techniki poruszania się, czy człowieka, czy zwierzęcia, jest przede wszystkim kontakt łapy, ręki, buta z podłożem. Podłoże na Księżycu było zupełnie nieznane, nie można go było do niczego porównać. W pewnym etapie swoich doświadczeń Bekker, jak mówiła jego żona, podbierał jej sitka do przesiewania mąki i patrzył jak się zachowują w kontakcie z mąką. Genialny patent.
Drugim elementem, który stworzył Bekker, był sposób zawieszenia pojazdu, aby dotykał podłoża w najbardziej ekstremalnych warunkach - rama, która dopasuje się do krzywego, nierównego terenu. Ten pojazd księżycowy tego warunku nie spełniał do końca, ale kolejne były konstrukcjami tzw. elastycznej ramy - trzy osie, sześć kół i wszystko było wobec siebie skrętne. Były to prototypy planowane do dalszych misji na Księżyc i ewentualnych wypraw na Marsa?
Czy można powiedzieć, że prof. Mieczysław Bekker „zostawił cząstkę siebie na Księżycu”?
To było jego marzenie życia. Już jako dziecko budował z bratem lunety, obserwował planety i gwiazdy. Można powiedzieć, że symbolicznym podsumowaniem życia Bekkera są dwie namalowane przez niego akwarele. Pierwsza przedstawia LRV i pojazd z ilustracji do książki Jerzego Żuławskiego „Na srebrnym globie”, która go inspirowała.
Na drugiej, zatytułowanej „Przechadzka brzegiem Jeziora Pątnowskiego”, mały Mieczysław Bekker wyjaśnia rodzicom i bratu ideę pojazdu księżycowego.
W jakiś sposób chciał się na ten Księżyc dostać i można powiedzieć, że jego cząstka tam została, w postaci trzech pojazdów zaparkowanych na Księżycu do dzisiaj. Zapytany kiedyś, czy spełniły się jego marzenia, odpowiedział: „Od kiedy zacząłem mój ostatni etap pracy (pojazd księżycowy) wszystko to, co słyszałem i czytałem, począwszy od Twardowskiego, a skończywszy na bezdrożach międzyplanetarnych, stało się rzeczywistością”.
Prof. Mieczysław Bekker jest współtwórcą nauki zwanej „terramechaniką”? Na czym ona polega? Jakie badania w tym zakresie prowadził wybitny naukowiec?
Prześledźmy losy Mieczysława Bekkera. Młody człowiek kończy Politechnikę Warszawską, o której całe życie wyrażał się w samych superlatywach. To była dla niego najlepsza uczelnia. Kończy swoją karierę jako student, nienajlepszy zresztą. Jak zawsze ci, którzy są genialni, nigdy nie mają dobrych ocen. Jak zobaczymy jego świadectwa, to powiedziałbym, że są pod dużym znakiem zapytania (śmiech).
Po szkole podoficerskiej i pracy w zakładach wojskowych dostaje zaproszenie na Politechnikę Warszawską, by rozpocząć wykłady z poruszania się pojazdów w terenie. Buduje gigantyczne laboratorium, które niestety nie ruszyło, ponieważ w 1939 r. wybuchła wojna. Podczas emigracji powielał to laboratorium w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych.
Rozpoczął badania, które miały objąć całość teorii poruszania się pojazdów w terenie: konstrukcję pojazdu i badania nad właściwościami gruntu. Żeby stworzyć pojazd, trzeba było najpierw dowiedzieć się, po czym ten pojazd będzie jeździł. Bekker stworzył całą metodologię pomiaru właściwości gruntu, jest nawet autorem służącego do tego urządzenia - bewametru (Bekker value meter). Przeprowadził także cały szereg badań dotyczących trakcyjności.
Formalnie ta nauka powstała dopiero w 1961 r. Bekker wyszedł z inicjatywą, żeby połączyć siły z Anglikami i Włochami, badającymi również te zagadnienia, i stworzyć naukę, którą nazwał „terramechanika” - nauka mechaniki ziemi, czyli mechanika pojazd-ziemia. Był inicjatorem i współzałożycielem międzynarodowego stowarzyszenia International Society for Terrain-Vehicle Systems (ISTVS), które istnieje do dzisiaj. Swoja wiedzę zawarł w trzech kluczowych dla świata nauki książkach: „Theory of Land Locomotion”, „Off-the-Road Locomotion”, „Introduction to Terrain-Vehicle Systems”.
Prof. Mieczysław Bekker jest postacią znaną na świecie, m.in. otrzymał tytuł doktora honoris causa Politechniki w Monachium, Uniwersytetu Carleton w Ottawie, a także Uniwersytetu w Bolonii. Jego nazwisko zostało zapisane w Alei Zasłużonych nad Badaniami Kosmosu (Space Walk of Fame). Wciąż niewiele jednak wiemy o nim w Polsce. Z czego to wynika?
Po pierwsze to była cały czas praca dla wojska. Cała wiedza była tajna, schowana przed światem, bo głównie zajmowało się tym wojsko. Po pierwszych sukcesach w Polsce wybuchła wojna. Tajne organizacje pomogły mu się przedostać do Rumunii. Następnie wraz z rodziną został błyskawicznie przeniesiony do Francji, gdzie od razu zaczął pracę dla tamtejszego Ministerstwa Obrony. Przypadek? Niemożliwe. Po upadku rządu francuskiego musiał się przenieść na południe do Marsylii, gdzie dalej pracował naukowo. Nagle zwerbowali go Kanadyjczycy i ubrali w mundur oficera armii, a później założył mundur armii amerykańskiej, czyli tak naprawdę był rozchwytywany jako niesamowicie efektywny człowiek. I między innymi fakt, że Bekker pracował dla wojska, spowodował, że był mało znany, bo jego wynalazki zostały przez wojsko wykorzystane, ale tak naprawdę nie wiadomo kto je wymyślił. A prawdopodobnie był to Bekker. Miał tylko 15 patentów, a powinien mieć ich setki.
Były próby nadania Bekkerowi tytułu doktora honoris causa, podjęte np. przez Politechnikę Poznańską oraz Politechnikę Warszawską. Ministerstwo Nauki, Szkolnictwa Wyższego i Techniki odmówiło. Zimna wojna. Wojsko amerykańskie. Jak można w ogóle uhonorować uczonego pracującego dla obcego, wrogiego mocarstwa, jakim były w owych czasach Stany Zjednoczone?
W Politechnice Warszawskiej działania w tym zakresie podjął prof. Gustaw Tyro z Wydziału Samochodów i Maszyn Roboczych. Powstał cały dział poruszania się pojazdów na Akademii Rolniczej, w dawnej Szkole Gospodarstwa Wiejskiego. Pewne działania, żeby uhonorować Bekkera, były podejmowane, ale okazały się absolutnie niemożliwe. Ściana. Koniec. Niewykonalne.
Kiedy zaczęła się Pańska przygoda z prof. Mieczysławem Bekkerem? Jest Pan bardzo zaangażowany w rozpowszechnianie wiedzy o tym naukowcu i upamiętnianie jego osoby, m.in. jest Pan współautorem książki „Polski ślad na Księżycu. Życie i dzieło Mieczysława Grzegorza Bekkera (1905-1989)”.
W 1989 r. zostałem prodziekanem ds. studenckich na Wydziale Samochodów i Maszyn Roboczych. Byłem również sekretarzem organizacji ISTVS na Polskę. Nagle okazało się, że można wrócić do Bekkera. Po jego śmierci nie mogliśmy już nadać tytułu honoris causa, ale siłą sprawczą prof. Tyro i innych osób doprowadziliśmy do uroczystości nadania jednej z sal wykładowych wydziału imienia Mieczysława Bekkera i odsłonięcia tablicy pamiątkowej. Po raz pierwszy w Polsce pojawiła się wówczas rodzina Bekkera. Powstał pomysł, by ktoś zajął się jego domowym archiwum, bym ja to zrobił.
Pojechałem do Stanów Zjednoczonych, do Santa Barbara. Archiwum mieściło się w małym pokoju pełnym regałów (zdjęcie poniżej). Bekker miał wszystko wyjątkowo uporządkowane, każdy artykuł opisany jak w bibliotece - sygnatura, katalog. I tak zaczęła się moja historia z Bekkerem. Jeździłem z rodziną po Kalifornii, spotykałem się z ludźmi, którzy znali Bekkera. Kiedy byłem w Kanadzie, na Uniwersytecie w Carleton, powstał wspaniały pomysł założenia fundacji im. Mieczysława Bekkera.
Po moim powrocie wszystko się skończyło. Nie widać było żadnego zainteresowania. Archiwum wylądowało u mnie w szafie na wydziale, a pomysł fundacji upadł. Nikt nie chciał tego pociągnąć, a moja moc była bardzo mała, symboliczna. Ludzie wokół mnie też nie mieli siły, żeby rozkręcić tę maszynę. I na tym skończyła się historia walki o przyszłość Bekkera. Przez lata pojawiały się tylko przeróżne epizody, np. sympozjum zorganizowane przez Stowarzyszenie Absolwentów i Przyjaciół PW, wykład dla Junior PW, referat dla ISTVS.
Czy kiedykolwiek miał Pan okazję spotkać prof. Mieczysława Bekkera osobiście?
Mieczysława Bekkera widziałem raz - i raczej nie można nawet powiedzieć, że spotkałem - gdy w 1978 r. prowadził wykład w Politechnice Warszawskiej. Jako absolwent naszej uczelni opowiadał o swoich osiągnięciach naukowych właśnie w kontekście jego udziału w tworzeniu pojazdu księżycowego. Nasz wydział nazywał się wówczas Wydziałem Maszyn Roboczych i Pojazdów, a ja pracowałem już na uczelni, zaledwie trzy lata po ukończeniu studiów.
Jaką rolę w życiu prof. Mieczysława Bekkera odegrała Politechnika Warszawska?
Mieczysław Bekker mówił: „Wszystko, co w życiu osiągnąłem, zawdzięczam podstawom swojego wykształcenia w jednej z najświetniejszych uczelni Europy, Politechnice Warszawskiej”. Uczelnia go ukształtowała. Trafił na ludzi, którzy go zainspirowali, dostał pełną swobodę na stworzenie laboratorium. Lepszego podarunku od życia nie mógłby dostać. Gdyba polska uczelnia tego nie zrobiła, nie dała tylu możliwości, nie wiadomo co by potem się zdarzyło.
Gdzie jeszcze można natknąć się na ślady prof. Mieczysława Bekkera?
Tablica pamiątkowa na Wydziale Samochodów i Maszyn Roboczych była dużym wydarzeniem. Na pewno wielką rolę odgrywa Muzeum Politechniki Warszawskiej, które posiada archiwum i je wykorzystuje. Można powiedzieć, że jest sercem, ponieważ dysponuje największą ilością materiałów o Bekkerze. Nikt poza rodziną takich osobistych materiałów nie ma.
Bekker ma także swoje tablice pamiątkowe w Strzyżowie, w mieście jego urodzenia. W Koninie, gdzie mieszkał, jest skwer im. Mieczysława Bekkera z obeliskiem i tablicą informującą o najważniejszych etapach życia naukowca. Jego wizerunek widnieje również na muralu w Szczecinie.
A jakie jest Pańskie marzenie związane z postacią prof. Mieczysława Bekkera?
Marzeniem jest przede wszystkim utrwalenie pamięci o Bekkerze i jego popiersie w Gmachu Głównym Politechniki Warszawskiej - idea, do której wracałem i wracam, chciałbym ją urzeczywistnić. To jest dług, który musimy mu spłacić.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: Bartosz Matejko
***
Kolejny rozdział historii, rozpoczętej w latach 60. XX wieku przy udziale prof. Mieczysława Bekkera, został dopisany tuż po rozmowie z dr. inż. Andrzejem Selentą. 18 lutego 2021 r. na Marsie wylądował łazik NASA - Perseverance. Na Czerwonej Planecie będzie szukał śladów dawnych form życia.
Zdjęcia pochodzą ze zbiorów dr. inż. Andrzeja Selenty, ze zbiorów rodzinnych prof. Bekkera, Wydziału Samochodów i Maszyn Roboczych PW oraz Muzeum PW