„Zagadnięty na temat podłogi w Dużej Auli inż. Czesław Duchnowski od razu zaczął robić jej szkic. Zdecydował się wykorzystać potłuczony marmur” - wspomina inż. Jerzy Malczewski, kierownik Biura Odbudowy Politechniki Warszawskiej - Instalacje Sanitarne.
We wrześniu 1999 roku inż. Jerzy Malczewski (rocznik 1924) opublikował w „Miesięczniku Politechniki Warszawskiej” artykuł pt. „Wspomnienia z odbudowy Politechniki Warszawskiej (1946-1952)”. Jako inżynier I-szego stopnia, wojenny Wawelberczyk, na polecenie Rektora PW prof. Edwarda Warchałowskiego w 1948 roku zorganizował Biuro Odbudowy Politechniki Warszawskiej - Instalacje Sanitarne. Jednostką tą kierował do 1952 roku.
„Anno domini 1998 nie potrafiłem znaleźć nikogo ogarniającego pamięcią tamten okres. Wystarczy pół wieku, aby pokryć wszystko milczeniem” - napisał Jerzy Malczewski w 1999 roku. Przerywając ciszę po 20 latach, ponownie oddajemy Autorowi wspomnień głos, za jego zgodą publikując wybrane fragmenty tekstu.
„Na początku budowy kierownictwo administracyjne tworzyło zaledwie kilka osób, urzędujących na pierwszym piętrze domu przy ul. Lwowskiej 7. Komitetowi Odbudowy Politechniki przewodniczył Rektor prof. Edward Warchałowski, a do jego najbliższych współpracowników należeli dyr. Antoni Błażejewski, kwestor prof. Sabina Wojcieszak, intendent Tadeusz Jabłoński.
Charakterystyczna była postać Rektora. Na starszego, szczupłego pana z rudymi wąsami i nieodłączną laseczką w ręku można było natknąć się w nieoczekiwanym miejscu wśród gruzów nawet o szóstej rano. Miał zwyczaj rozmawiania z pracownikami placowymi. Mnie zawsze napawał lękiem, ale na dnie jego chłodnego wzroku tliły się małe wesołe iskierki. Troszczył się o każdy szczegół. Finanse i decyzje były wyłącznie w jego ręku, a środki wcale nie musiały się bilansować. Najważniejszą sprawą było szybkie tempo odbudowy.
W wyniku walk powstańczych i późniejszych wyburzeń Politechnika została prawie całkowicie zniszczona. Trzeba ją było budować właściwie od nowa - bez pieniędzy, materiałów i dokumentacji oraz przy dokuczliwych brakach fachowców.
Nadzór nad odbudową sprawował późniejszy profesor Politechniki Czesław Duchnowski z inspektorami inż. Wacławem Bulszawskim i inż. Antonim Michalskim. W branży elektronicznej autorytetem był Czesław Mejro (przez wiele następnych lat profesor na Wydziale MEiL). Współpracował z nim młody inżynier Maciej Nałęcz. Nadzór nad robotami sanitarnymi powierzono inżynierowi Janowi Mieszkowskiemu. Inwestycjami zajmował się Józef Krupiński. Rozpoczął pracę około 1949 roku jako młody człowiek i później przez niemal półwiecze zajmował się przygotowywaniem wniosków inwestycyjnych. Był dobrze znany na Politechnice - również ze względu na sprawowane funkcje polityczno-społeczne.
Duże roboty budowlane wykonywały przedsiębiorstwa państwowe, mniejsze (malarskie, dekarskie, instalacji sanitarnych) powierzano firmom prywatnym. Robotami elektrycznymi zajmował się warsztat politechniczny, prowadzony przez majstra Stanisława Urbańskiego.
Roboty instalacyjne prowadziły firmy prywatne. Mniejsza należała do prof. Mieczysława Nierojewskiego, a druga konkurencyjna - do inż. Witolda Kamlera. Ja kierowałem robotami w ramach firmy Józef Kamler i Syn.
Najpierw - było to w roku 1946 - zainstalowaliśmy się w gmachu Technologii Chemicznej. „Urzędowaliśmy" w stosunkowo mało zniszczonej części budynku od strony narożnika Al. Niepodległości i Koszykowej. Szczegóły odbudowy uzgadnialiśmy najczęściej z doc. Wandą Poleczkową i dr. Jarosławem Bóhmem. Profesorowie mieli przydzielone pomieszczenia laboratoryjne na poszczególnych piętrach wokół jednego korytarza. Wszyscy (że wymienię: Józefa Turskiego, Józefa Zawadzkiego, Tadeusza Urbańskiego, Kornela Wesołowskiego, Tadeusza Miłobędzkiego, Janusza Ciborowskiego) żywo interesowali się odbudową. Niektórzy (jak prof. Janusz Ciborowski) sami kontaktowali się z wykonawcami, inni - przez swoich asystentów: prof. Tadeusz Miłobędzki przez inż. Andrzeja Górskiego, prof. Kornel Wesołowski - przez inż. Bohdana Ciszewskiego, prof. Józef Zawadzki - inż. Stefana Weycherta. Ci młodzi wówczas ludzie wyrośli na znanych uczonych.
Gdy zakończono prace w Gmachu Technologii Chemicznej przed firmą inż. Witolda Kamlera otworzyły się perspektywy przystąpienia do następnych robót. Wtedy jednak zaczął się już proces likwidacji prywatnych przedsiębiorstw. Witold Kamler wyczuł ducha czasu i bez oporów przekazał narzędzia, materiały oraz ludzi do dyspozycji Politechniki. To była baza do stworzenia Biura Odbudowy Politechniki Warszawskiej - Instalacje Sanitarne. Rektor Edward Warchałowski powołał to Biuro w końcu 1948 roku. Mnie powierzył jego organizację i kierownictwo.
Zatrudniliśmy kilkudziesięciu fachowców: monterów, hydraulików, kanalizatorów, blacharzy, spawaczy i innych. Dwaj technicy - Wacław Kwapisz i Tadeusz Dwornik robili pomiary, zaopatrzeniowiec - pan Rokicki pracował jednocześnie dla Biura Elektrycznego. Administracja była skromna - pani Ludmiła Syrkiewicz pełniła funkcję sekretarki i księgowej. Był to czas zamiany dniówkowego systemu płac na akordowy. Konfliktów można było uniknąć tylko przy sprawnej organizacji pracy i szybkiej dostawie materiałów. Moim zastępcą był pan Stanisław Mucha. Ujął mi wiele kłopotów organizacyjnych, technicznych i rozliczeniowych. Temu wyjątkowemu człowiekowi poświęcę jeszcze trochę uwagi.
Nadspodziewanie dobrze radzono sobie z uzyskaniem materiałów. Odgrywała w tym rolę powszechna życzliwość dla Politechniki, ale duże były też zasługi obdarzonego wielką fantazją inż. Dobiesława Dajkowskiego. Na przykład jego wizyta w Zakładach Ceramicznych w Ziębicach dała taki efekt, że cały zakład pracował dzień i noc tylko dla Politechniki. Inżynier Dajkowski przekonał kierownictwo, że to superpriorytetowe zamówienie.
Bardzo dobrze współpracowało się z kierownikiem przedsiębiorstwa państwowego, zajmującego się odbudową Gmachów Chemii i Fizyki. Jego nazwiska niestety nie pamiętam. Odbudową Gmachu Głównego kierował energicznie, ale i apodyktycznie inż. Włodarski.
Głównym projektantem był prof. inż. arch. Józef Ufnalewski. Gmach Główny wydawał mu się za niski w stosunku do innych wymiarów. Polecił więc wykonać attykę na dachu, skrywającą też nieco dach. Dużo czasu poświęcił profesor Ufnalewski projektowi Małej Auli. Długo dobierał w niej kolor stiuków. Ostatecznie - chociaż były inne propozycje - koloryt Auli jest stonowany. Nie przeszedł projekt Wydziału Architektury namalowania na ścianie wewnętrznej alegorycznych postaci, symbolizujących wiedzę, mądrość i in. Pamiętam, że twórcy prezentowali barwne i ładne malowidła w dużej skali na kartonie.
Inż. Czesław Duchnowski - kierownik nadzoru budowlanego - na placu budowy był codziennie. Podziwiałem jego zmysł artystyczny, wyczucie koloru oraz szybkość decyzji. Np. na przyziemiu w krużgankach Gmachu Głównego leżały długi czas zwały połamanych płyt marmurowych zerwanych z posadzek. Zagadnięty przez Wacława Bulaszewskiego na temat podłogi w Dużej Auli od razu zaczął robić jej szkic. Zdecydował się wykorzystać potłuczony marmur.
Pośrodku podłogi - wiedząc, że jej mycie będzie wymagało dużej ilości wody - ulokowaliśmy kratkę ściekową. Jednak w praktyce kratka okazała się zbędna. Na jej miejscu znajduje się dziś pokrywka.
Inż. Czesław Duchnowski spostrzegł, że audytorium na pierwszym piętrze jest niekształtne. Spowodowała to pozioma podłoga i pochylony strop. Robiąc na ścianie zewnętrznej śmieszny balkonik, rozładował tę niekształtność.
To on kazał zrobić małe schodki zabiegowe między trzecim i czwartym piętrem, bardzo poręczne przy obsłudze wentylatora nad Małą Aulą. W latach pięćdziesiątych funkcję Czesława Duchnowskiego przejął inż. Józef Korszyński, który zaprojektował magazyny przy kominie.
Na etacie technika pracował człowiek wyjątkowy, pan Stanisław Mucha. Z największym uznaniem podkreślam jego uczciwość, bezinteresowność, zdolności organizacyjne i rozległe umiejętności techniczne połączone z niesamowitym wyczuciem. Swoją twardą poznańską mową świetnie porozumiewał się z robotnikami. Przyjaźniło się z nim też wielu profesorów i ambasadorów.
Z upływem roku 1952 kończyły się powoli potrzeby utrzymania wieloosobowego Biura Odbudowy. Następowała jego likwidacja. Do ostatnich prac należała budowa domu mieszkalnego przy Filtrowej. W 1954 roku powstał Zakład Remontowo-Budowlany, pracujący na rzecz Uczelni. Niektórzy pracownicy dawnego Biura, jak np. Kazimierz Kręcik, przepracowali w Zakładzie kilkadziesiąt lat.
Proszę popatrzeć jak ta podłoga po 50 latach [dziś 70! - przyp. red.] ładnie wygląda. Jedna ujemna strona marmuru ujawniła się potem w okresie częstego organizowania balów. Tańczące pary wzbijały takie ilości drobnoziarnistego pyłu, że nad ranem baletnicy pełno go mieli na ubraniach i skórze - wyglądali jak upudrowani”.
Czy marmur przetrwa kolejne 70 lat?
Podobne materiały:
Gmach Główny, który mówi. Architecture parlante w 100-lecie Odnowienia Tradycji PW
Znalezisko spod posadzki
Wszystkie kolory Gmachu Głównego PW
Jerzy Malczewski, Miesięcznik Politechniki Warszawskiej, wrzesień 1999